Dzień drugi nie był już tak różowy, kolorowy... było raczej szaro, buro i pochmurnie...
Był płacz, była tęsknota, a wręcz istna tragedia. No ale przecież nie jedna Zuzia właśnie tak to przeżywa. Dlatego, żeby troszeczkę jej ulżyć, ustaliłyśmy z Panią przedszkolanką, że będziemy zostawiać Zuźkę krócej, a następnie stopniowo, w miarę oswajania wydłużać ten czas.
Jedni uważają, że dziecko należy rzucić od razu na głęboką wodę, ale mnie to jakoś specjalnie nie przekonuje i żałuję tylko, że od razu nie posłuchałam własnej intuicji. Dla nas dorosłych przedszkole, to przecież nic takiego strasznego, ot tylko kilka godzin spędzonych w miejscu pełnym fajnych zabawek. Przecież niejeden z nas przez to przechodził i raczej mamy związane z tym dobre wspomnienia. I na pewno dla niejednego dziecka tak właśnie jest. Natomiast są też dzieci takie jak Zuzia, które czują się zostawione, boją się, że mama nie przyjedzie, są po prostu przytłoczone nową sytuacją. Dlatego też może warto podejść do każdego dziecka z osobna i zastanowić się co będzie dla niego najlepsze? Bo przecież na życie w brutalnym świecie przyjdzie jeszcze pora;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz